czwartek, 15 marca 2012

Retrospektywa z Rygi

Po 4 bardzo intensywnych i ostatnich dniach w Petersburgu pora wracać do domu. Spotykałam się z przyjaciółmi, zwiedzałam ostatnie zaplanowane miejsca, jeździłam na łyżwach, próbowałam tajskiego jedzenia, świętowałam urodziny kolegi, zdobywałam dokumenty na uczelni (i oceny), zatańczyłam w ostatnią noc w jednej z najfajniejszych klubokawiarni Petersburga.
Ale nadszedł ostatni wieczór i trzeba było wziąć swoje manatki i po 5 miesiącach powiedzieć sobie "do zobaczenia!"

Wraz z Franzi i Vivi postanowiłyśmy zobaczyć Rygę. One potem wracają do Petersburga, dla mnie jest to przystanek po drodze do Polski. Korzystamy z firmy Simple Express, którą polecam podróżującym. Sporo miejsca w autobusie, a raczej nie jest to normą. Jedyny minus całej podróży, szczególnie jeśli ktoś posiada dużo bagażu, tak jak ja, to konieczność dwukrotnego wysiadania na granicy wraz ze wszystkimi swoimi rzeczami.
Ale dojeżdżamy nad ranem do stolicy Łotwy. Nasz hostel to The Naughty Squirrel. Check-in jest dopiero w południe, ale nie ma problemu z rozłożeniem się na ogromnych kanapach w salonie. Zostajemy powitane firmowym shotem, który jest tak mocny, że robię się mocno wcięta. Zasypiam na kanapie słuchając głosów pijanych turystów, którzy wrócili z imprezy i postanawiają zrobić tematyczną niedzielę. Wybór toczy się między "The Slutty Sunday" i "The smoking Sunday". Zasypiam i nie dowiaduję się, która opcja wygrała.

Ryga jest malutka, ale bardzo ładna. Spędzamy tu dwa dni, włócząc się po uliczkach, popijając kawę, jedząc przepyszne szaszłyki, pijąc gigantyczne koktajle wieczorem. Warto wstąpić do Muzeum Okupacji, które daje obraz wielkiej krzywdy, jaka spadła na ten mały naród i kraj.


coś jak PKiN

"znajdź na obrazku"- współczesna sztuka


nasz przewodnik

karuzela


czy tu mieszka Mikołaj?


muzeum okupacji


A w poniedziałek po południu- kierunek Polska!

wtorek, 13 marca 2012

Dzień 14

Każda podróż kiedyś dobiega końca. Ta niestety też. I jak bardzo jest mi żal, że już, to w takim samym stopniu cieszę się, że ponownie znajdę się w Petersburgu. Na te ostatnie 4 dni, żeby z nich wycisnąć jak najwięcej.
Więc wstajemy o 5 rano, bo lot mamy o 7:00. Na lotnisku pasażerowie już w kolejce do check-in popijają piwo. Przed naszym samolotem, jest lot do Władywostoku. Po całym budynku pracownicy szukają trzech pasażerów, których znajdują w jakimś kącie. Oczywiście umilali sobie czas, czy też zapijali strach alkoholem. Nas samolot startuje z pół godzinnym opóźnieniem. A sama podróż jest niezbyt przyjemna- słaba klima w połączeniu z oddechami opitych ludzi daje ten niesamowity mix, że aż się chce wyskoczyć z tego samolotu. Ale po 6 godzinach, szczęśliwie lądujemy w Sankt-Petersburgu:)

Czy polecam- oczywiście!!! Największa przygoda mojego dotychczasowego życia. Podróż koleją transsyberyjską, niesamowici ludzie spotkani po drodze, widoki zapierające dech w piersiach. Spełnianie swoich marzeń to moje ulubione zajęcie. Wiele osób mnie pyta, czy się nie bałam. Nie, nie bałam się. Myślę, że ten co się boi, nie ruszy nigdy z miejsca. Powiedziałabym raczej o pewnej przezorności, ostrożności, które są dobrymi towarzyszami dla dalekich podróży. Bo warto naprawdę się niekiedy zastanowić dwa razy, żeby potem nie wylądować w jakiś dużych tarapatach. Ale poza tym, to odwaga i do przodu.

Ze swojej strony, jeśli ktoś chciałby się wybrać do Rosji( czy też Ukrainy), a ma jakieś pytania czy wątpliwości, to mogę pomóc, choćby udzielając jakiś informacji:)
A jeśli ktoś nie ma towarzysza podróży (gdziekolwiek) to zgłaszam się na ochotnika! Nie marudzę, usnę wszędzie, zjem cokolwiek:P


poniedziałek, 12 marca 2012

Dzień 13

Zwiedzanie Irkucka czas zacząć! Rano zostałyśmy nakarmione kaszą gryczaną przygotowaną dla nas przez babcię Olgi i dopiero mogłyśmy wyjść z mieszkania. Miasto jest większe niż Ułan-Ude. Ma trochę zabytków, duże cerkwie, polski kościół, sporo starych domów stojących w centrum. Ślizgamy się z dziećmi na ślizgawce, jemy z miejscowymi na stołówce pyszne zupy i pirożki. Kręcimy się to tu, to tam, kończymy na burżujskiej kawie, przeglądając książki Akunina.

tak, to pogotowie ratunkowe


wiecznie żyw!


zimowa kraina czarów

polski kościół


okulary z Niemiec mają wzięcie

Lenin!

to jest jedno z okien na Wydziale Prawa

centrum miasta

to też w centrum

z Olgą

niedziela, 11 marca 2012

Dzień 12

Wyjeżdżamy dziś z Listwianki i kierujemy się w stronę Irkucka, ale nie bezpośrednio, bo pierwszym naszym celem jest Muzeum Etnograficzne w Talcach. Dojeżdżamy i ruszamy w głąb lasu. Pani w kasie nie pozwala nam zostawić plecaków w środku, no bo przecież w środku możemy mieć bomby;) Więc zmuszone jesteśmy położyć je na zewnątrz. Jednak Talcy nie powalają. Jest strasznie zimno, nie ma ludzi, nie jest to weekend, nikt nie jeździ na saneczkach. Podobno latem jest tu pięknie i ciekawie, dużo się dzieje. No ale styczeń rządzi się swoimi prawami. Oglądamy zabudowania syberyjskie, wypijamy herbatę, mijamy się z bardzo dużą wycieczką z Niemiec. Swoją drogą, chyba w całej Rosji, największą liczbę turystów stanowią właśnie nasi zachodni sąsiedzi.






Do Irkucka łapiemy stopa. Zatrzymuje się młoda rosyjska para, która wraca z weekendu na daczy. A na miejscu czeka na nas Olga, nasza couchsurferka. Zabiera nas do swojego domu, gdzie poznajemy jej mamę i babcię oraz ogromnego kota. Zostajemy poczęstowane pysznym obiadem i deserem:) Spać będziemy u drugiej babci Olgi. A ona sama jest już po studiach, dużo jeździ po świecie, korzysta z CS i sama przyjmuje dużo przyjezdnych. Jest również, głównie w wakacje przewodnikiem dla niemieckich grup. Wieczór upływa nam przy grze Knuffel...


niedziela, 26 lutego 2012

Dzień 11

Dziś Listwianka. Co tu długo opisywać, miasteczko w stylu naszego Zakopanego. Pierwsze miejsce spotkania z Bajkałem jadąc od Irkucka i miejsce na weekendy dla wielu jego mieszkańców. Można spacerować, objadać się omulem, zobaczyć foki czy pojeździć na nartach. Jest też muzeum Bajkału- przed jego wejściem wisi tablica pamiątkowa dla Polaka, badacza jeziora.








Tak jak pisałam wcześniej, pomimo tego, że myślałyśmy, że widzimy się z Katerine ostatni raz w pociągu, w Listwiance spotykamy się z nią jeszcze raz:)

sobota, 25 lutego 2012

Dzień 10

Budzimy się w Port Bajkał, jest to miejscowość, gdzie z jeziora wypływa jedyna rzeka (wpływa 336) Angara, ujście nie zamarza, więc przez okrągły rok jest możliwość przepłynięcia promem na drugą stronę, do miejscowości Listwianka. Żegnamy się z Niemcami, którzy szykują się na wcześniejszy prom, a same po wyjściu wybieramy się najpierw obejrzeć wioskę, a potem nad Bajkał.


Jest pięknie dziko, mieszkańcy przemieszczają się trzykołowymi motorami, na szczycie wzniesienia mieści się maleńki, ogrodzony niebieskim płotem cmentarz.






Dzieci jeżdżą beztrosko na nartach biegówkach. Idziemy w stronę słońca, w stronę jeziora. I słyszymy je, jak trzeszczy, coś niesamowitego. W końcu dotarł tu odpowiedni mróź, który pozwala na zamarznięcie wody. Udaje nam się zrobić krótki spacer po lodzie, bo od brzegu jest już warstwa, która utrzymuje ciężar człowieka. Jakieś dwie osoby zapuszczają się dalej, ale my nie decydujemy się na to- lód jest dopiero od wczoraj.











Jako że mamy jeszcze czas, kierujemy się w stronę portu. I jak się okazuje, znów nie żegnaliśmy się naprawdę. Joe i Mathias czekają jeszcze na prom, więc razem idziemy do muzeum kolejki okołobajkalskiej, a potem siedzimy na ławeczce przed sklepem. I czas płynie tak spokojnie...
Wracamy do pensjonatu po plecaki, zachodzimy jeszcze do właścicielki- ubrana jest ona dzisiaj w polską koszulkę- podobno otrzymała ją od turystów. W drodze na prom spotykamy konie, puszczone luzem. Chyba nas polubiły, bo nie chcą nas zostawić.


Czekając na przeprawę, ucinamy sobie pogawędkę w sklepie, w którym pani do tej pory liczy na liczydłach, a jej klientka, która pływa na statku przeprowadzającym barki z węglem przez jezioro, zaprasza nas latem, daje swój numer telefonu i proponuje, że nas zabierze ze sobą.








Prom jest stary i malutki, po 10 minutach jesteśmy na drugiej stronie.
Czekamy na przystanku na autobus, żeby dojechać do miejsca gdzie nocujemy, ale nic nie jedzie. Próbujemy złapać autostop i zatrzymuje się jeden samochód, z ciemnymi szybami. W środku dwóch kolesi, wahamy się, bo niebezpiecznie, ale po chwili już siedzimy w środku. Kolejna chwila grozy, gdy mijamy skręt do naszej kwatery, ale okazuje się, że chcą nam pokazać tylko miasteczko. Potem odwożą nas na miejsce.
Właścicielka pokazała nam prawdziwą rosyjską gościnność i troskę. Wieczorem, wywołując u nas ogromne zaskoczenie, tych dwóch chłopaków dzwoni do niej na telefon i prosi nas. Proponują wyjście na piwo. Właścicielka przejmuje inicjatywę, uruchamia sieć kontaktów i dowiadujemy się, że lepiej nie ryzykować i nie wychodzić z nimi. Zostałyśmy w pensjonacie:)