wtorek, 8 listopada 2011

Szalony tydzień


Zaczęło się od poniedziałku. Miał być film, skończyło się na plotach przy amaretto. 
We wtorek po zwiedzaniu domu Anny Achmatowej, mieliśmy iść do baru oglądać football. Do baru dotarliśmy, ale wybraliśmy salę, gdzie jakiś zespół miał koncert. Dołączył do nas Marek, Polak, który w wieku dwóch lat wyjechał do Niemiec. Jego polski nie jest idealny, lepiej mówi po niemiecku, ale i tak szacun, biorąc pod uwagę, że jako Ślązak, w domu nie mówił po polsku, tylko po śląsku. O północy, stwierdziliśmy, że lepiej wrócić jeszcze metrem na Waśkę (Wasiliewskij Ostrow- wyspa na której mieszkamy), zanim podniosą wszystkie mosty i nie będzie jak wrócić do domu przed 5 rano. Po drodze do Helsinki Bar, weszliśmy do sklepu po piwo i szampana. W Rosji po 23:00, według prawa, możemy kupić tylko piwo. Jednak oczywiście bez problemu dostaliśmy też szampana. A w pubie przekonaliśmy kelnerów, żeby jeszcze przez godzinę nie zamykali i tak wyszliśmy dopiero o 3:00 i ruszyliśmy do akademika. 
Środowy wieczór upłynął mi w towarzystwie tajlandzkich znajomych, tym razem nie z tajską kuchnią, ale chińską. I to były najlepsze chińskie dania, jakie jadłam. Niebo w gębie, dobrze znać takie miejsce:) Co prawda, w środę mieliśmy iść na hokej, ale nikomu się nie chciało…
W czwartek, miał być poniedziałkowy Hangover 2, jednak film włączyliśmy dopiero o 2:00 w nocy, po plotach przy szampanie i tak naprawdę to nie był Hangover 2, tylko The Notebook:D 
A piątek- rosyjskie party. Zaprosiliśmy znajomych, a naszym celem był Mishka Bar. W akademiku możemy mieć gości do 11:00. Jeden z chłopaków (chyba tak mu się u nas dobrze siedziało), postanowił przekupić kobiety pilnujące wejścia, żeby mogli zostać. Nie skusiły się na 100 dolarów, które im proponował. Musieliśmy już wychodzić. I czym pojechaliśmy do klubu- Lexusem. Na tylnym siedzeniu zmieściło się … 7 osób. Chyba nas było za dużo, bo nas do Mishki nie wpuścili, ale chłopaki zaproponowali inny club. Jenny, jeszcze w akademiku, włożyła mi do torebki babeczkę i ochrona na wejściu mi ją skonfiskowała. Moją babeczkę! Przewagę ilościową kobiet nad facetami widać od razu. Niestety. I wygląda to blee. Każdy facet, oczywiście, szczególnie ten który ma kasę, ale z braku laku, w ostateczności każdy, ma wzięcie. Dziewczyny są bardziej rozebrane niż ubrane. Nawet te najładniejsze, które u nas by miały wzięcie i same na pewno nie latały by za facetami, łapią co popadnie. Wychodzi na to, że jest to raj dla facetów, tylko są też tego skutki. Zero szacunku, zero partnerstwa, usługiwanie na porządku dziennym. Nawet mój kolega z Niemiec stwierdził, że akurat jeśli chodzi o rosyjski, to on nigdy nie chciałby mówić idealnie, bez akcentu. Bo akcent go wyróżnia od samego początku i powoduje to że ma jeszcze większe wzięcie. A wracając do klubu, to chyba w każdym jest rura i obowiązkowo chociaż jedna striptizerka.
Na sobotę miałam bilety na Romeo i Julię- balet na lodzie. Nigdy więcej w życiu. Taka żenada, bez orkiestry, przedstawienie jak dla dzieci, w połowie jeszcze nie wiedziałam kto jest Romeem, a kto Julią. Nie polecam:D Po szybkim powrocie do domu, reszta dnia upłynęła pod znakiem Walta Disneya: Piękna i Bestia i 3 części Arielki. Oglądamy po rosyjsku, no bo przecież się wtedy czegoś uczymy:D
W niedzielę- Pawłowsk, kolejna carska rezydencja niedaleko Petersburga. Temperatura już minusowa, park ogromny, piękna rezydencja. Chyba warto tam będzie wrócić, żeby zobaczyć jak to wygląda zimą, w śniegu. A wieczorem film „Crazy Stupid Love”. Polecam!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz