środa, 26 października 2011

Jak świętowałam dzień urodzin

A zaczęło się spokojnie od czwartkowej posiadówy do 23:00 w kawiarni. Wracając spotkałam Aisylu, Tanię i Alinę i dałam się namówić na klub. Było picie płonących drinów przez słomkę, tańce na barze, podryw rosyjskich facetów. Niestety ominął mnie kulminacyjny punkt wieczoru. Podobno na każdej imprezie, w każdym klubie wybierają.... Królową i Króla Nocy. :)))) Niestety tym razem nie wybierali. A że nocą nie jest tak łatwo na naszą wyspę się dostać, bo mosty są podnoszone o 5:00, to dotarłyśmy do domu na 6:00. Stwierdzając, że jak pójdę spać, to nie wstanę na zajęcia na 10:00, nie położyłam się. 
Na piątek wszyscy zostali zaproszeni na 20:00, więc o 18:00 ruszyliśmy ze sprzątaniem i przygotowaniami. Iiii się zaczęło... Dima jak zwykle coś objaśniał, graliśmy kośćmi w pijacka grę, robiliśmy Szubinowi nową fryzurę, lataliśmy grupowo do palarni. Dostałam w prezencie tradycyjne kobiece nakrycie głowy w Rosji-kokosznik. Do tego chustę i broszkę w ludowe kwiaty- efekty na zdjęciach.
Po odpoczynku w sobotę, pojechaliśmy na wycieczkę do Kronsztadu, a wieczorem poszłam na tajską kolację. Ile jedzenia, a jakie pyszne. I zupa, i 3 rodzaje mięsa do wyboru, ryż, warzywa. Najlepsze jest to, że oni tak jedzą 4 razy dziennie. Posiłki nie odróżniają się od siebie. Poza tym nie ma kolejności jedzenia dań. Łyżka zupy, kawałek mięsa, trochę ryżu, i znów łyżka zupy... A na deser była zupa z dyni i mleka kokosowego.
Mniam mniam
I różowy tajlandzki słoń na szczęście:)













Brak komentarzy:

Prześlij komentarz