niedziela, 19 lutego 2012

Dzień 6

Pierwszy dzień nie w pociągu. Chociaż wstawanie z podłogi jest cięższe, niż wstawanie z pryczy w wagonie. Korzystamy z uroków CS, więc pierwszą noc spędzamy na ziemi w salonie, śpiąc w śpiworach. Spodziewamy się dziś wieczorem kolejnego CS-owca, chłopaka z Francji, ale za to, będziemy już spać w łóżkach.
Ubrane ciepło wyruszyłyśmy do centrum. 


Chociaż w porównaniu z tym, jak ludzie są tutaj przygotowani na zimę, to te nasze ciuchy, to nie były za rewelacyjne. Wszyscy w długich, prawie do ziemi futrach lub kożuchach, w czapach 5 razy większych od głów, butach (nawet mężczyźni) wysokich do kolan, z futrem i sierścią również z zewnętrznej strony. Nie dziwne, bo było faktycznie, tak jak pokazywał internet, -30 stopni.
Dla mnie to najwyższa temperatura, jaką przeżyłam w życiu (ledwo zresztą), ale dla miejscowych jest to anomalia, bo zwykle o tej porze roku, mróz powinien być o około 10 stopni silniejszy. Ale jak się dowiemy wieczorem, od Francuza, który wracał właśnie z Mongolii- tam było -45 stopni.
A sam Ułan-Ude... tak naprawdę to bardzo małe miasteczko, gdzie żyje ok. 330 tys. ludzi, z główną ulicą, nazywaną żartobliwie przez mieszkańców "niewskim prospektem" od nazwy głównej ulicy w Petersburgu. Choć tak naprawdę, to nie ma z nią nic wspólnego. 



Pierwszą atrakcją, którą zobaczyłyśmy i z której chyba słynie Ułan-Ude jest... największa głowa Lenina na świecie. I faktycznie jest ogromna, ale to jest tylko głowa- i nic więcej. I było tak zimno, że Franzi nie pozwoliła mi podejść bliżej, krzycząc na mnie, że ona to ma super zoom w aparacie i wcale nie musimy się zbliżać do niej:)


W samym centrum zachowało się też parę starych domów. Można też odwiedzić parę muzeów. Jest to, o historii miasta, którego zdecydowanie nie polecam, bo pokazuje tylko, że tu też dotarła kultura amerykańska i jeśli przyprowadzają do niego dzieci, to aż się boje, co one myślą o swoim mieście, bo ja po wystawie zaczęłam się zastanawiać, że może w Ułan-Ude też byli kowboje;P


Za to zdecydowanie polecam jedną z wystaw w Muzeum Buriacji, poświęconą medycynie tybetańskiej. Najciekawszym jej elementem jest atlas  medycyny, w formie wielkich tablic rozwieszony na ścianach, którego są tylko 3 egzemplarze na świecie (jeszcze w Chinach i Tybecie). Niestety nie było możliwości robienia zdjęć.

-30 stopni i lody

Wieczorem przyjechał Francuz, fizjoterapeuta, który zdecydował się na półroczną podróż, a kolejnymi jego celami są: Władywostok i przepłynięcie promem do Japonii.
A goszcząca nas Ania, opowiedziała nam o swojej podróży w te wakacje autostopem przez Rosję, do granicy z Mongolią, a potem koleją przez Mongolię i Chiny. O tym co warto zobaczyć i o przygodach jej i jej towarzyszy. A takie słuchanie inspiruje to planów zorganizowania następnych wyjazdów...







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz